[zuzanna r.]








home

Zuzanna Rupniewska 3.IX.1929 - 6.III.2002











...tekst “Perspektywa” z 1999 roku, pisany był jako osobista refleksja, a dedykowany mojej matce, Zuzannie Rupniewskiej, z którą po latach emigracji miałem przyjemność mieszkać przez rok w 1999. “Perspektywa” po raz pierwszy została opublikowana w 2000 roku (chyba w jednym z pierwszych) polskim elektronicznym magazynie artystycznym z Bydgoszczy “Dlatego” w formie CD i w Internecie.

specyfiką tekstu “Perspektywa” jest proces jego powstania i rytm, które powstały pod wpływem muzyki Terje Rypdala, przy niej były pisane i przy niej mają dla mnie sens. nagrałem kompilację z jego płyt “Water Stories”, “The Sea”, “The Sea II”, “Eos”, “Skywards”, “If Mountains Could Sing”, żeby wspomnieć tylko tych parę podstawowych z Ketilem Brjønstadem, Jon Christensenem, Davidem Darlingiem i innymi towarzyszącymi muzykami, jak chociażby Jack De Johnett czy Miroslav Vitous. składanka ta, nagrana była według mojego upodobania i w emocjonalnie logicznym dla mnie porządku. słuchałem tego często u mojej matki w mieszkaniu. ku mojemu zdziwieniu, poprosiła mnie kiedyś, żebym zawsze trzymał otwarte drzwi do swojego pokoju, kiedy słucham tej muzyki, ponieważ ona też ją lubi....stała w moim pokoju i w paru krótkich słowach, opisała mi co ta muzyka jej daje, jak ona ją odbiera. jej gesty były jak zwykle pełne gracji osoby akceptowanej, kochającej i kochanej, pewnego rodzaju płynięcia i delikatności. osiwiała staruszka wciąż emanowała urodą jaką miała w sobie, nie tylko w sensie fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym. jej miłość i poświęcenie się innym ludziom w najdrobniejszych sprawach, jej bezinteresowność, witalność i jej pokora w stosunku do życia i ludzi - to wszystko razem z tą muzyką, złożyło się na ten tekst. w niedzielę 3 marca 2002 roku rozmawialiśmy przez telefon, powiedziała, że kupiła mi dwie płyty Tomasza Stańki, “Litanię” i “Soul of Things” i że w poniedziałek je wyśle. wysłała. jej ostatnie słowa i prośba, żebym je zawsze pamiętał, są mottem mojego życia, tajemnicą, jaką mogą tylko dzielić ludzie, którzy mają świadomość przemijalności życia i jego nieśmiertelnej esencji. zmarła w środę 6 marca 2002 nad ranem. te dwa CD otrzymałem w paczce już po powrocie do Portland z jej pogrzebu. obie te płyty, tak jak i ona, są dla mnie po prostu piękne.

zostawiłem “linki” do paru moich esejów w języku angielskim, z nadzieją, że nawet jego nieznajomość nie powstrzyma przed ich odwiedzeniem. ciekawość, być może sprowokuje fakt, iż przez umieszczone w nich miniatury obrazków, podłączyłem się do różnych galerii i muzeów dla zilustrowania danego artysty, przypomnienia ludzkiego geniuszu i oddania z jaką artyści poprzez całą ludzką historię dokładali swój komentarz, interpratację otaczającej nas rzeczywistośći i naszej subiektywnośći. za każdą pracą kryje się jakaś myśl, emocja, która w nieoczekiwany sposób może zabrać nas w inne miejsce....być może w miejsce, które zawsze chcieliśmy odwiedzić, a być może nawet w nim pozostać. ostatnio nauka odkrywa nieśmiało, iż “być może”, uczucia i intuicja są wyższą formą myślenia, częstotliwościami, które trudno jest zapisać w cyfrowym formacie, wciąż jednak to zależy od naszej intuicji czy zgodzimy się z takim stwierdzeniem. życzę miłej podróży.

adam







[Rozmiar: 18011 bajtów]






cisza.....cisza

cisza...

tym snem zasypia każdy,

a budzi

się wciąż ten sam

ani to istota ludzka
ani to żaden Pan

nazwać rzeczy jest tak łatwo

i wiedzieć zawsze można coś,

ale to o czym tutaj,

to żadna “wiedza”

ni uwiązany do niej "ktoś"


“Cisza”

adam rupniewski










Światła ulic, noc i jesienny chłód. Zapach jesieni jest taki inny, ma coś słodkiego i odległego w sobie. Tak samo jesienne niebo, szczególnie pod koniec września i na początku października, kiedy lato zaczyna wygasać, ale wciąż jest jakoś obecne i chmury ukazują się w całym majestacie, a błękit nieba nabiera tej szczególnej głębi. Można wtedy uświadomić sobie subtelność nie tylko tej fizycznej przestrzeni.

Perspektywa ułożenia sobie życia oddala się coraz bardziej, ponieważ ono jest zawsze ułożone i jakby to zdefiniowała moja znajoma, w moim wypadku jest ułożone w porządku asymetrycznym, dzięki czemu inne życia mogą istnieć w porządku symetrycznym. Na tym polega twórcza gra, zabawa życia w chowanego. Na małym kameralnym spotkaniu w bibliotece na Bemowie, gdzie miałem okazję zaprezentować swoje zainteresowania w sztuce, podszedł do mnie starszy, miły Pan i zapytał się, czy znalazłem swoją Itakę. Po krótkim namyśle usłyszałem swój głos odpowiadający “tak”.

Interesuje mnie życie, ta abstrakcyjna rzecz, a nie tylko forma w której ono się przejawia. Właśnie poprzez tą abstrakcję, widzę formę. Kiedyś próbowałem na odwrót, ale nie mogłem wyjść poza nią, teraz forma nie ma znaczenia i paradoksalnie, każda nabrała blasku niepowtarzalności. Ułożenie życia jest to wysiłek wymagany od jednostki, która w tym procesie ma okazję odkryć, że w istocie jest iluzorycznym tworem niezliczonej ilości przypadków i uwarunkowań. Odróżnienie tego, co nierealne od tego co realne, wydaje się nagle jedynym zadaniem istnienia. Rzeczywistość jest najdoskonalszym trójwymiarowym kinem, teatrem, w którym jest tylko jeden widz. Być tylko tym widzem oznacza powrócić do źródła, być tym, kim się jest. To nie jest stan, ponieważ to jest “to”, co jest poza świadomością, a jakikolwiek stan jest możliwy tylko wtedy, kiedy jest świadomość. To “coś” jest świadkiem świadomości i jej zmiennych stanów. Nie można tego poznać, bo to jest “to”, co umożliwia poznanie i czym się jest cały czas, a co Spinoza nazwał “substancją.” Nie można tego znaleźć, bo się nigdy tego nie zgubiło. Jest “się” zawsze nawet jak się czegoś szuka - Pan Hilary Zgubił Swoje Okulary. Całe życie wygląda z mojej perspektywy jak jedna wielka lekcja. Przeżyłem momenty jakiegoś wglądu, które po raz pierwszy próbuję zwerbalizować.

Powrót do Polski był w zaskakujący sposób katalizatorem dzięki któremu piszę właśnie to, co czytasz. Być może brzmi to banalnie, ale poza wszystkimi racjonalnymi wytłumaczeniami, jakie miałem okazję zaserwować ludziom, o tym przyjeździe zadecydowały dwa sny. W pierwszym z nich śnił mi się mały fragment Warszawy na Żoliborzu, przedłużenie ulicy, na której mieszkałem jako dziecko i spędziłem lata licealne. Tak naprawdę, właściwie go nie znałem, chociaż był tak blisko. W tym śnie, ta biała mapa była pełna domów, a ten mały skrawek bardziej znany niż inne. Samo opisywanie snu jest bezużyteczne. To, co było istotne w tym wszystkim, to uczucie tajemnicy i ciepła, wyjątkowego emocjonalnego ciepła, jakiego nie czułem nigdy na jawie. Sny są najczęściej takie nudne do opowiadania i jeszcze trudniejsze do uchwycenia, jeśli się nie jest Gabrielem Garcią Marquezem. Drugi sen tuż przed samym wyjazdem do Polski, jakby w kontraście do pierwszego, był bardzo metaforyczny i zawieszony w jakiejś kosmicznej abstrakcji. Zupełnie jak z filmu “science fiction.” Przelatywałem w nim z ogromną szybkością przez piekielne bramy, dematerializując się coraz bardziej, żeby odkryć na końcu, iż nie ma we mnie strachu. Jedyna rzecz, jaka została ze mnie to wiara, która na samym końcu prysła jak mydlana bańka. Jedyne, co pozostało to głęboka cisza. Nie była to, ani przestrzeń, ani cisza związana ze światem dźwięków. Monolit tego “czegoś”, o czym nie umiem nic powiedzieć, ale co czuję w najintymniejszy sposób ze wszystkich innych doświadczeń i zdarzeń swojego życia.

Do Polski przyleciałem czwartego grudnia ’98. Z Chicagowskiego lotniska żegnała mnie pełnia księżyca i powolnie narastający ból głowy, który ostudził dopiero poranny widok skutej lodem Polski. W głowie zaszeptała się znakiem zapytania “Polska” i biała bezmyślność otuliła mnie ciepło. Po bólu głowy została tylko cicha radość z samego faktu jego braku. W przeciwieństwie do paru krótkich poprzednich wizyt, tym razem nie czułem żadnego połączenia z Polską, żadnych wzruszeń, wspomnień, skojarzeń. Chodziłem ulicami, które znałem tak dobrze, ale one nie należały już do mnie. To były ulice niczyje, jak historie opowiadane przez starych znajomych, w których brałe(a)ś udział, ale nic nie pamiętasz i słuchasz jakby to dotyczyło kogoś innego. Warszawa była nagle miastem tak obcym jak każde inne, a jednak zafascynowany byłem ludźmi, ich pewnego rodzaju poczuciem bycia u siebie. To jest bardzo powierzchowne spostrzeżenie, nie mniej, ważne w tym całym zjawisku “szoku kulturowego.” Wydawało się, że uczucia tak sprzeczne jak znudzenie i pobudzenie zajmują równocześnie to samo miejsce w moim sercu. Wszystkie lotniska, miasta i miejsce, które miałem okazję poznać, lub w nich żyć, odbierałem jako surrealistyczny sen, czasami męczący, czasami upojny (jak kiczowate zachody słońca, kolorowe ryby i zapach kwiatów na Hawajach), lub jak coś, co się tak naprawdę chyba nie zdarzyło, a jeżeli, to komuś innemu. Jak historię znaną tylko z opowiadań. Bieżące zdarzenia nabierają wtedy jakiejś dziwnej ostrości i wyjątkowości, nazwy i miejsce nagle nie mają znaczenia, a jedynie ich aktualny charakter trwania. Przechodząc to zjawisko wielokrotnie, czuję się coraz bardziej okradany ze złudzenia, że po drugiej stronie wzgórza jest zieleńsza trawa.

Zajmuję się sztuką wizualną. Gramatyka języka wizualnego jest tak samo skomplikowana jak każdego innego, a łatwiejsza dla mnie o tyle, że w innych czuję się o wiele mniej pewnie. Struktury, zasady i elementy wizualne pomagają intuicji zwerbalizować i dostrzec pewnego rodzaju rozwój ludzkiej świadomości. Chińskie przysłowie mówi, że jeden obrazek jest wart tysiąca słów. Jedną z takich zasad jest perspektywa. Perspektywa jest zasadą ułożenia wizualnych elementów w taki sposób, żeby wywołać złudzenie przestrzeni. Nie komplikując tematu, powiedzmy sobie o dwóch zasadniczych podziałach perspektywicznych dla zilustrowania różnicy w odczuwaniu świata. Jedną z nich jest perspektywa izometryczna, drugą - perspektywa linearna lub naukowa. Pierwsza bardziej dotyczy świata antycznego i wschodu, druga jest związana z rozwojem kultury zachodniej i jest inwencją Renesansu.

W pierwszej perspektywie, wielkość elementów może być taka sama, ale ich rozłożenie na płaszczyźnie (tzw. perspektywa pionowa) sugeruje, a nie wyraża bezpośrednio, położenie przedmiotów w przestrzeni. To co jest bardziej u góry, sugeruje - dalej, a to co na dole - bliżej. Jest połowicznie konceptualnym ujęciem przestrzeni, a połowicznie opartym na prostej obserwacji natury postrzegania.

Perspektywa linearna ma jako punkt odniesienia na płaszczyźnie tzw. znikający punkt, któremu podporządkowane są z matematyczną dokładnością rozmiary i kąt nachylenia elementów znajdujących się na danej płaszczyźnie, co odpowiada bardziej fizjologicznej naturze postrzegania i optycznym zasadom. Elementy dalszego planu proporcjonalnie się zmniejszają.

Ilustrując tę różnicę w dość uproszczony sposób, można pokazać, iż chiński zwój, przy użyciu perspektywy izometrycznej, malowany był w ten sposób, że znikający punkt i świadek, (czyli koneser tego zwoju) stanowili jedność. Punkt zbieżny istnieje na krawędziach zwoju, czyli w praktyce w oku oglądającego, w przeciwieństwie do renesansowego znikającego punktu umieszczonego poprzez matematyczną kalkulację w obrazie. Ten sposób ujęcia perspektywy jest subtelną, podświadomą sugestią, iż świadek jest częścią obserwowanej rzeczywistości, zarówno jak i źródłem jej emanacji. W odróżnieniu, renesansowy obraz umieszcza świadka w opozycji do znikającego punktu, który ginie gdzieś na horyzoncie. Postrzegany w ten sposób znikający punkt jest po pierwsze zawsze obecny i różny od świadka, a po drugie nigdy nieosiągalny. Przesuwa się wraz ze świadkiem, który w tak zdefiniowanej perspektywie, czym bardziej się "zbliża" do znikającego punktu tym bardziej ten punkt się "oddala." Subtelność tego spostrzeżenia, w odniesieniu do rozwoju zachodniej cywilizacji i naszej mentalności, techniki zbrojeniowej, nauki i teologii, jest w stanie obudzić głębsze refleksje. Bezużyteczne jest w tym momencie wchodzenie w ten labirynt. Istotne są dwa fakty. Pierwszy, że w perspektywie izometrycznej świadek i znikający punkt są jednością, a w perspektywie naukowej dwoma oddzielnymi rzeczywistościami, czyli świadomość postrzegająca i postrzegane. Drugi fakt natomiast, że obydwa sposoby wizualnego ujęcia rzeczywistości są dwoma aspektami tej samej ludzkiej świadomości. W Indiach odpowiadałyby temu dwie szkoły myślenia; advaita, czyli niedwoisty i dvaita, czyli dwoisty aspekt rzeczywistości. W Stanach Zjednoczonych natomiast odpowiadałoby to wypowiedzi znanego komika, który spytany jak dzieli ludzi? odpowiedział, że dzieli ludzi na dwie grupy; na tych, którzy dzielą ludzi na dwie grupy i na tych, którzy nie dzielą.

W Polsce zgubiłem to, z czym przyjechałem i znalazłem to, czego nie szukałem. Często odwiedzam park Hibnera i Cytadelę na Żoliborzu. Na jesieni wydaje się być miejscem opustoszałym. Wierzby płaczące odbijają się już w mętnej wodzie. Niebo zapatrzone w wieczność. Skrawki historii w czerwonym murze. Jakiś spokój zawieszony w otwartej przestrzeni. Nie rozumiem nic z przeznaczenia. Nie potrafię odnieść się do czasu, sam nie wiem czy tutaj jestem zawsze, czy tylko na chwilę i wiem, że nikt nie jest w stanie na to odpowiedzieć. Są miejsca w Warszawie, koło których przejeżdżając autobusem gubię się, czy to są Stany czy Polska? Ale nie w tym parku. W nim gubię się inaczej, tak po cichu, bez hałasu. Przechodzimy koło tylu miejsc w naszym życiu, ale ile miejsc przenika nas? ile miejsc w nas zostaje? Być może tylko te, w których była obecna teraźniejszość.

Nieomal od dziecka dziwiły mnie obrazki ludzi modlących się z gorliwością, człowiek wymyślił nieskończoną liczbę praktyk i sposobów, żeby przebłagać Boga czy Bóstwa. A jednak cierpienie, tak jak i radość, jest nieodzownym elementem istnienia. W formie jest zamknięta cała tajemnica indywidualnej duszy. Nasza karma jest zapisana w naszej formie. Spotykamy takich, a nie innych ludzi, urodziliśmy się w takim, a nie innym miejscu. Prawda jest na powierzchni, żeby ją zobaczyć człowiek musi sam rozwiązać zagadkę swojego istnienia, a wtedy nie ma nic innego, jest tylko prawda nieświadoma ani świadoma samej Siebie. Wewnętrzne i zewnętrzne stają się tym samym. Nie ma natomiast karmy, ponieważ nie ma złudzenia indywidualności, osobności bytu. Oświecenie nie jest wyzwoleniem jakiejś osoby, ale wyzwoleniem od złudzenia osoby, bycia kimś oddzielnym, osobnym. Bóg i wszystkie Bóstwa okazują się nagle wytworem strachu, a to, co Realne zupełnie paradoksalnym i nieoczekiwanym zjawiskiem, a największą tajemnicą - brak tajemnic. To jest transcendencja. Wtedy powiedzenie, że świadomość bytu jest błogostanem, może być zrozumiane w swojej metaforycznej postaci, ponieważ w istocie nie ma różnorakich elementów, jest tylko nie-dwoistość rzeczywistości. Kiedy poczucie oddzielnego “ja” jest nieobecne, wtedy nie ma poczucia “ty”, “oni”, nie ma świadomości oddzielności, ani jedności. Jest “to” czego nie da się wyrazić słowami, ani zrozumieć – czysta oczywistość. Są różne formy wykonane w tym samym niematerialnym materiale. Doskonała materia staje się duchem, niedoskonały duch staje się materią. Forma jest pustką, a pustka formą. świadomość w ruchu jest fenomenalnym aspektem rzeczywistości, świadomość w spoczynku jest niefenomenalnym jej odpowiednikiem. To “coś” co jest obecne w obu aspektach, to Ty. Nirvana i Samsara spotykają się w Tobie. Szukanie Nirvany jest kwintesencją Samsary. Pytający poszukiwacz roztapia się jak papierosowy dym i zostaje rzeczywistość, “to, co jest”. A ona jest niewyrażalna i nieuchwytna zmysłami ani umysłem, jednak dla człowieka, który doznał tego, chociażby przez moment, jedyna i najbardziej solidna.

To, co mnie w sobie i innych ludziach zaskakuje, to pewność siebie z jaką rzucamy swoje opinie, w które czasami tak się emocjonalnie angażujemy, że gotowi jesteśmy bronić z irracjonalną zaciętością, aż miejsce na dyskusję zamienia się w małe pole walki. Upór ten często odbierany jest jako posiadanie charakteru, a nie na przykład jako zwykła arogancja. Człowiek w swojej ignorancji jest gotowy walczyć o kawałek szmaty, zrobić drugiemu okrutniejsze piekło niż sięgała średniowieczna wyobraźnia. Z drugiej strony odnajduję w ludziach jakąś słodycz i świadomość tej samej obecności w innych ludziach, graniczącą z pokorą, jakiej doświadczyłem wśród Native Americans – czyli Indian. Jest taka afrykańska anegdota o Bogu, który w swoim boskim dowcipie (ostatecznie Bóg jest najdowcipniejszą istotą, mówię to z własnego życiowego doświadczenia) przeszedł przez środek wioski w kapeluszu pomalowanym w połowie na czerwono w połowie na zielono. Połowa wioski widziała Go idącego w czerwonym, druga połowa w zielonym. Po czym zniknął w dżungli, przekręcił kapelusz na głowie i przeszedł jeszcze raz przez wioskę, żeby upewnić dwie strony o słuszności swoich spostrzeżeń. Jeszcze nie zdążył zniknąć w dżungli, a swarom i kłótniom nie było końca. Prawdę można poznać poprzez miłość.

Dalaj Lama w dialogu z greckim mnichem doszli do wniosku, że najtrudniej jest pojąć miłość. Ale kto miałby pojmować i co? To wszystko jest jednością, cały czas. W jedności nie ma “innych ludzi” jest tylko całość, tylko “to”. Lao Tsu w Tao Te Ching mówi, że mądrzy są zintegrowani, widzą ludzi jak słomiane psy (rytuał podobny do naszej wiosennej “marzanny”). Czy on był tak głupi i nieczuły, pozbawiony współczucia? czy też mówił o czymś co wychodzi poza fragmentaryczny sposób pojmowania świata? A jednak Dalaj Lama będąc tym... kim jest, wie, że umysł musi się uczyć, musi starać się to pojąć, żeby wreszcie się poddać, a poddanie to poczucie własnej nierealności. Wystarczy zabrać to co nierealne, a realne zamanifestuje się samo. Michał Anioł na pytanie jak tworzy swoją rzeźbę odpowiedział: “Usuwam to, co nią nie jest”. W Listach do Koryntian rozdział 13, Św. Paweł mówi o tym, bez czego wszystko inne jest nieważne – o miłości. Miłości nie da się pojąć, można tylko nią być. Wszystko, co robimy jest szukaniem właśnie tego. Czyli miłość szukająca samej siebie – Pan Hilary Który Zgubił Okulary. Czasami wybieramy po prostu złe środki do osiągnięcia tego celu. Życie jako oddzielna indywidualność (indywidualna dusza) trwa tak długo, dopóki to, co nierealne jest postrzegane jako realne. Na tym polega doskonałość tej iluzji. Na początku Ewangelii Św. Jana jest powiedziane, że Słowo, które było Bogiem “Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało”. Miłość jest tam gdzie nie ma “mój, moja, moje”, czyli “ja”. Poza “ja”, kto może pytać się o miłość? Paradoksalnie bezosobowy stan istnienia. Miłość nie jest czymś albo kimś, miłość jest Sobą, a nie osobną Osobą, jest jednością lub dokładniej, nie dwoistością. Jedność sugeruje istnienie dwóch lub więcej elementów, zatem nie dwoistość jest bardziej adekwatna i sugeruje, czym to nie jest, zostawiając to, czego nie da się wyrazić, doświadczeniu.

Wszystko opiera się na zrozumieniu. Nie zrozumieniu kogoś lub czegoś, ale byciu zrozumieniem. To jest stan bytu, dopiero wtedy “się” wie, że “się” nie wie, a poza jednym i drugim świadkiem tego wszystkiego jesteś ani świadomy(a) ani nieświadomy(a), Ty. Ten zewnętrzny świat i wewnętrzny są jednym i tym samym światem – Tobą, bo Ty nie jesteś osobą, ale “Tym”. Adolf Hitler, Josef Stalin zarówno jak Mahatma Ghandi czy Dalaj Lama pochodzą z tego samego źródła. Chrystus powiedział: “Nie sądź, a nie będziesz sądzony” Lao Tsu powiedział: “Zawsze istnieje legalny kat, jeśli próbujesz go zastąpić, jest to podobne do próby bycia mistrzem stolarskim, jeśli próbujesz ciąć drzewo jak stolarski mistrz, skaleczysz tylko sobie rękę.” To w nas, co jest nieskończone i prawdziwe wie, że grzesznik był kiedyś świętym, a święty grzesznikiem, że w relatywnym świecie jednych dobro jest dla innych złem i na odwrót, wszystko jest zależne od relatywnego punktu widzenia. Oczywiście, “moja” wizja jest zawsze absolutnie prawdziwa, jak to wyraziła jedna osoba: “Gdyby wszyscy myśleli tak jak ja, to by nie było wojen”, a mnie się pomyślało, że dokładnie dlatego te wojny są. Gra życia zawieszona jest pomiędzy tym, co realne, a tym, co nie.

Kartezjańskie “Myślę, więc jestem” może nabrać więcej głębi, jeśli uświadomić sobie, że obserwator myśli nie jest myślą skoro ją obserwuje, a więc nie jestem myślą i w związku z tym, kiedy nie myślę, też jestem. Jaskrawość tego zrozumienia jest w stanie zostawić konceptualne problemy, konceptualnym odpowiedziom. Człowiek jest obdarzony możliwością postrzegania rzeczywistości z absolutnego punktu widzenia. W swojej ignorancji, strachu i zabobonach cofa się do relatywnego punktu widzenia. Wymyślił “swojego Boga”, u którego żebrze o przebaczenie. Do którego się modli i z którym kupczy obietnicami lub przysięgami, a jedyne, przed czym się wzbrania, to sprawdzić, kim sam jest, ponieważ to jest zbyt oczywiste. Jabłka spadały z drzew i przed Newtonem. Wiara jest najlepszym schronieniem dla ignorancji. Łatwiej jest wierzyć w coś, niż zmierzyć się z własną samotnością. Interpretacje narzucone z góry przez jakikolwiek autorytet bledną w świetle czystej świadomości. Jest taka anegdota o Ciemności, która przyszła do sądu oskarżyć światło o herezję i panoszenie się. Sędzia wysłuchał z uwagą rozżalonej Ciemności i zawezwał światło. Potem jeszcze raz wezwał Ciemność. “Gdzie jest Ciemność?” Ciemność znikła.

W mitologii chrześcijańskiej jest wiele ciekawych punktów odniesienia do ludzkiej kondycji na tle niezmierzonego istnienia. Sam przebieg ukrzyżowania jest niewyczerpanym źródłem inspiracji do refleksji nad samotnością, współczesnością każdego czasu i wartościami doczesności. Artyści każdej epoki z kręgu kultury chrześcijańskiej byli w stanie uczynić z tego sentymentalny kicz, powielany rutynowo szablon lub, wydobyć tak jak na przykład Pieter Bruegel, najdrobniejsze subtelności.

Model Newtonowski zakładał obiektywnie istniejący świat postrzegany przez obiektywnego i oddzielnego świadka. Fizyka kwantowa jest odkryciem tożsamości subiektywnego świadka z jego światem. Teoria względności podpowiada, że prawa fizyki i ich postrzeganie jest względne do prędkości światła 186,000 mil/sek., jeśli uznać tą prędkość za stałą w danym, czyli względnym punkcie czaso–przestrzeni. Jak mówią w Tybecie, nawet ostateczna wiedza jest zmienna. światło porusza się w przestrzeni, której jest jednocześnie twórcą. Albert Einstein udowodnił, że światło jest cząsteczką (fotonem), Thomas Young natomiast udowodnił, że światło ma charakterystykę fali. Paradoks ten warto podsumować suficką anegdotą o nieznajomym wędrowcu, który bezczelnie zasiadł na oczach poddanych na królewskim tronie oczekującym Króla. Jeden z ministrów z całą dworską etykietą spytał się nieznajomego, czy jest Królem skoro tu zasiadł, na co otrzymał odpowiedź, że jest czymś więcej niż Król;

“Więc jesteś Bogiem?”
“Nie, jestem czymś więcej niż Bóg”
“Ależ nie ma nic więcej poza Bogiem!”
“I ja właśnie jestem tym 'nic' ”
– padła na to odpowiedź.

Być może jakieś społeczeństwo lub cywilizacja osiągnie lub osiągnęła kiedyś doskonałą harmonię, być może są grupy ludzi żyjące w doskonałej harmonii, ale wszystko to, co jest osadzone w czasie jest skażone niedoskonałością. To jest cały urok fenomenalnego świata, ta wielka przygoda i te znaki zapytania. Jedyną stałą jest zmiana, mówią Chińczycy. Od strachu przed śmiercią, być może, jest większy strach przed nieśmiertelnością, kiedy wszystko wydaje się absurdem. Od pożądania kobiety lub mężczyzny, być może są większe pożądania: pożądanie zbawienia (czyli brak pożądań, doskonałe wypełnienie), bycia Bogiem, władzy absolutnej. Tylko Ty jesteś doskonały(a), całkowity(a), wypełniony(a), bez żadnych pragnień. Nie ma w Tobie nawet pragnienia, żeby wiedzieć, kim jesteś. Ty jedyny(a) wiesz, że nie ma żadnego “wyzwolenia”, ponieważ nigdy nie było żadnego “zniewolenia”. Jest cisza, głębsza od jakiejkolwiek wyobraźni.

Świadomość jako czas i przestrzeń jest ograniczona, ale sama w sobie ma nieskończony potencjał twórczy. Kontrolując wszystko nie może kontrolować samej siebie. Dokonuje największych zbrodni i potrafi to ukryć, dokonuje cudów i potrafi wychwalać się pod niebiosa. Dlaczego Boga stać na to cierpienie i ten luksus? Mistycy mówią, ponieważ On jest poza tym, nie – świadomy.

Dla mistyka ignorancja jest super nałożeniem tego, co nierealne na to, co realne. W mechanice kwantowej występuje zjawisko zwane “spójną super impozycją,” kiedy element przybiera swoją własną identyfikację i “osobowość” całkiem różną od oryginalnych składników. Funkcja falowa cząsteczki światła – fotonu, jest taką spójną superpozycją pomiędzy tą cząsteczką, a systemem mierniczym (Gary Zukav). Tak samo człowiek złapany w dualistyczne pojmowanie świata, jest taką spójną superpozycją wszystkich możliwych interakcji pomiędzy “obserwatorem”(z jego wszystkimi uwarunkowaniami, czyli interpretacją rzeczywistości) a światem (Robert Powell). Nie ma znaczenia jak bardzo moralny i etyczny człowiek jest w tym dualnym stanie, cokolwiek zrobi przesiąknięte będzie błędem, nie ma znaczenia, co ten niedualny stan zrobi, to wszystko będzie miało swój głęboki wewnętrzny sens. Ten stan jest samą moralnością. A jednak moralność i etyka są drogą, które prowadzą do oczyszczenia ze złudzenia, że to “ja” jestem sprawcą działania. Czy umysł, będąc sam paradoksem, jest w stanie pojąć paradoks? Czeski psychiatra Stanislav Groff, który zajmował się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych badaniami nad L.S.D. i leczeniem schizofrenii, mieszka teraz w Stanach i interesuje się funkcją umysłu. W swojej książce Holograficzny Umysł, porównuje umysł do holograficznego obrazka, w którym z najmniejszego fragmentu, można odtworzyć całość.

W czasie emigracji dane mi było mieszkać i przyjaźnić się z ludźmi z różnych kultur, środowisk i klas społecznych, mieszkać w różnych krajach, opiekować się w tym wszystkim dwójką dzieci, pracować w wielu zawodach, wozić nocną taksówką przekrój amerykańskiego społeczeństwa, a w dzień przesiadywać w artystyczno – intelektualnych środowiskach, tworzyć sztukę, grać muzykę, pić cierpkie wino i palić szorstkie skręty z francuskim wieśniakiem, który mówił w wymierającym dialekcie i gotował to samo od lat w saganie zawieszonym w kominku z rozpalonym drzewem. A jednak Polska jest dla mnie szczególnym miejscem. Tęsknota zawsze kołysze się we mnie jak fala. W końcu zaprzyjaźniłem się z oceanem Spokojnym. Mam swoje ulubione plaże i miejsca, mogę siedzieć nad nim tak długo, aż nie potrafię odróżnić czy to on oddycha czy ja. Błogosławieństwa przychodziły zawsze nieoczekiwane, niezależne od próśb, modlitw i wyobraźni. Zupełnie jak w tym stwierdzeniu: “Nie dałeś mi tego, o co Cię prosiłem, ale dałeś mi to, czego potrzebowałem.” Kiedyś napisałem wierszyk po angielsku, który nazwałem Whisper czyli Szept:

If only I could lose all words and to hear...
If only I could lose my ears and to see...
If only I could lose my sight and to feel...
If only I could lose my touch and to be...
If only I could lose Existence and......... .

Gdybym tylko mógł zgubić słowa i słyszeć...
Gdybym tylko mógł zgubić słuch i widzieć...
Gdybym tylko mógł zgubić wzrok i czuć...
Gdybym tylko mógł zgubić dotyk i być...
Gdybym tylko mógł zgubić to Istnienie i.......

......i wielu moich Amerykańskich przyjaciół stwierdziło, że jest bardzo smutny. Sam nie wiedziałem za bardzo o co mi chodzi, ale czułem, że on nie jest smutny, że to nie jest wiersz o samobójstwie, ale o narodzinach. Czasami bierzemy rzeczy tak literalnie, jakby poezja i życie było ekonomiczną kalkulacją, a to jest po prostu inna perspektywa.

Kiedy śpisz głębokim snem w którym nie ma marzeń sennych, wtedy nie masz nic do oglądania. Nie masz przedmiotu poprzez który mógłbyś się zidentyfikować, więc nie jesteś świadomy(a) Siebie. Później pojawia się marzenie senne, którego jesteś świadkiem, i wciąż nie jesteś świadomy(a) Siebie jako czystej, bezcielesnej, nie konceptualnej świadomości–świadka, bo identyfikujesz się z jakimś ciałem w tym marzeniu sennym. Żeby to marzenie senne się pojawiło Ty musiałe(a)ś już tam być, a po tym, kiedy marzenie senne przechodzi w stan obudzenia wtedy jesteś świadkiem tego stanu, który nazywasz rzeczywistością, a która w istocie jest po prostu podstawowym snem i w której, jak w marzeniach sennych, jest czas (a czas to “później pojawia się, już musiałe(a)ś tam być, po tym, przechodzi w, itp.”) i przestrzeń, twoje ciało, ludzie w różnym wieku, pomieszczenia i krajobrazy, pamięć (która jest sama w sobie aspektem czasu) i identyfikacja poprzez tą pamięć. Ciekawe jest też, że w marzeniach sennych rzadko kwestionujesz logikę snu, poczucie czasu, masz uczucie kontynuacji i swoją przeszłość itp., nie mówiąc już o tym, że rzadko się zdarza, żebyś pamiętał o swoim ciele leżącym w łóżku. Ale świadek tego wszystkiego po prostu “jest” i nie jest związany z czasem poprzez żadną identyfikację, czyli z pamięcią, ani z marzeniem sennym, ani tak zwaną rzeczywistością, ponieważ to Ty jesteś Rzeczywistością, a nie to, co przychodzi i odchodzi. Ty jesteś zawsze "tutaj i teraz". Kiedy ten Nieświadomy(a) Ty z głębokiego snu uświadomi Sobie swoją obecność w przebudzonym stanie, wtedy sensacja jest nie do zwerbalizowania, ale uświadomisz Sobie, że byłe(a)ś świadkiem nieskończonej liczby zniszczenia i stworzenia Wszechświata, swoich narodzin i śmierci, tak samo jak swoich snów, Sam(a) będąc poza tym nigdy Niestworzony(a), poza przyczyną i skutkiem. W tym marzeniu sennym i tej obudzonej rzeczywistości identyfikujesz się z ciałem i umysłem i masz wrażenie, że jest świat i ty, a ten ty z tym światem pojawiacie się spontanicznie, czego świadkiem jesteś Ty, który(a) jesteś tym, kim jesteś, tym, w tym i poza tym. Tego nie da się wyrazić słowami. Możesz wiedzieć, kim nie jesteś, ale to “coś”, co wie, nie może znać Siebie, ponieważ nie jest ani materią, umysłem ani nawet świadomością, jest świadkiem tego wszystkiego i jest zawsze o krok przed tym.

Interesuje mnie też “instalacja” ponieważ mogę połączyć te wszystkie elementy w całość, łącznie z przestrzenią, światłem, dźwiękiem i ludźmi, którzy się w niej znajdują. W instalacji “Teoria Niczego” w prosty wizualny sposób połączonych jest wiele spostrzeżeń i tradycji, którymi się właśnie z Tobą dzielę. Ale przede wszystkim jest ona oparta na moim własnym doświadczeniu rzeczywistości. Motto tej instalacji, stare advaickie stwierdzenie w trzech punktach, że: 1.Bóg jest realny. 2. Wszechświat jest nierealny. 3.Wszechświat jest Bogiem, zawiera się w tym doświadczeniu. Jest łatwo, opacznie zrozumieć “nierealność świata”, a jeszcze łatwiej “realność Boga.” W sumie nie ma znaczenia, który punkt się zrozumie, bo one są trzema aspektami jednego zrozumienia. Tego bezosobowego bycia, bycia zrozumieniem. Ta Trójca występuje we wszystkich tradycjach, czasami mniej wyraźnie, czasami bardziej. Kultura europejska zna ją już od tradycji orfickiej. Orfeusz mówi, że trzy jest miarą wszystkiego. Jest w trójzębie Shiwy i Posejdona. Jest w chrześcijaństwie i u Lao Tsu. To jest Duch Święty, Bóg Ojciec i Syn Jego. Dusza, umysł, ciało. Niebo, Czyściec, Piekło. Otwarte oko wpisane w Trójkąt, symbol stanu transcendentalnego. W Indiach trzy “guny”, czyli cechy umysłu: tamas (inercja), radżas (pasje), satwa (czystość), trzy rodzaje karmy, trzy teorie kreacji, trzy stopnie wchodzenia w stan Obudzenia. To jest w Tobie, jest Tobą. To jest Twój codzienny dzień. Kiedy krzątasz się koło swoich spraw, kiedy śpisz i śnisz, kiedy śpisz i nie śnisz. Gdy się rodzisz, żyjesz i umierasz. To jest poza wiarą. Tu gdzie jest tylko całość. Chciałbym kiedyś zrealizować tą instalację w Polsce.

W Polsce pracując w warsztacie samochodowym miałem okazję przyjrzeć się samochodowej gorączce, sam schudłem i zacząłem delektować się spacerami. Nie wiem, czemu tak jest, ale czuję, że życie to najdowcipniejsza rzecz, a zarazem jest w nim taka głębia, że żaden Hollywood nie jest w stanie tego sfabrykować. W końcu cień nie ma niezależnego bytu od swojego właściciela, jest zawsze zależny od niego i światła. Kiedyś ktoś powiedział, że gdyby Louis Armstrong stworzył świat, tak jak dmuchał w swoją trąbkę, to świat wyglądałby zupełnie inaczej. A mnie się pomyślało, “a kto dmuchnął w Armstronga?.” Z każdej sytuacji można się czegoś nauczyć, od każdego troszeczkę, każdy ma coś do zaoferowania, nawet głupiec, mówi Lao Tsu, jest nauczycielem mądrego..., a przecież mnie interesuje życie, ta abstrakcyjna rzecz, a nie tylko forma przez którą ono się przejawia.

Kiedy zapatrzysz się na rzekę w jednym punkcie, zobaczysz w przepływie stałość. Tak samo kiedy zapatrzysz się na rzekę życia to “to”, co jest stałe to jesteś Ty - świadek. Czas i przestrzeń są w Tobie, a nie Ty w nich (twoje ciało, twoje myśli, które przesuwają się w czasie i tworzą ten czas i wszystko, czego doznajesz jako realne) i ponieważ Ty jesteś zawsze, ta reszta może pojawiać się i znikać. Kiedy zwrócisz swoją uwagę na świadka myśli i snów, świadomość sama zaprowadzi Cię do swojego źródła. To jest delikatniejsze od poczucia przestrzeni. Przestrzeń pojawia się z Ciebie, a więc jesteś subtelniejszy(a) niż przestrzeń. Kolejność jest taka; Absolut, w którym nie ma żadnej kolejności i żadnego “potem”, poczucie “jestem”, czyli bytu, a później przestrzeń i czas - następne aspekty poczucia “jestem,” czyli bytu. Poczucie “jestem,” może tylko zawierać się “w” i być “odczute poprzez” niebyt, tak jak myśl odczytana poprzez to, co nią nie jest i jak dzień istnieje, ponieważ jest noc, i tak jak ciemność nie istnieje dla niewidomego od urodzenia. Czas i przestrzeń są w umyśle i one są umysłem, jak wyraził to Jidu Krishnamurti - zawartość świadomości jest świadomością. Świadkiem tego jesteś Ty. Kim jesteś?

adam rupniewski

warszawa, jesień, 1999.












Wspomninam













do góry
strona główna
©  a.r. 2010.
 
     
stat4u